środa, 24 września 2008

Apel w obronie IPN

Prezydent RP
Premier
Kancelaria Senatu
Kancelaria Sejmu

My, blogerzy z portali: blogmedia24.pl i salon24.pl, zatroskani zaniżaniem standardów debaty publicznej w Polsce, z niepokojem przyglądamy się kolejnym słownym popisom polityków na temat Instytutu Pamięci Narodowej.

Niesmaczne i wulgarne słowa wypowiadane przez posła Janusza Palikota dowodzą, że Platforma Obywatelska wbrew deklaracjom boi się prawdy. Słowa wypowiadane przez Marszałka Sejmu o "popłuczynach endecji" wywołują zażenowanie i niepokój.

Wiemy jak zazwyczaj kończyły się wszelkie próby dotarcia do prawdy za czasów PRL-u. Szykany, nieznani sprawcy, wypadki, pobicia. Ostateczną formą nacisku była śmierć. Partia nawiązująca rodowodem do systemu, który wyprodukował cynicznych księżobójców nie jest wiarygodna w poszukiwaniu prawdy i odkłamywaniu historii.

Zwracamy się z apelem do Panów Posłów i Pań Posłanek partii, na którą zagłosowało ponad 6 mln Polaków i Polek, nie wchodźcie w buty lewicy!
Nie kokietujcie osób obcych wam ideowo! Miejcie honor!

Za cenę prymitywnych politycznych przepychanek możecie zniszczyć dorobek wielu naukowców. IPN to nie są teczki, to nie jest esbeckie szambo, to działalność edukacyjna i wystawiennicza.

Prosimy o umożliwienie wglądu w projekty ustaw o zmianie statusu IPN aby przekonać się czy prawdziwe są doniesienia mediów o "rozrzuceniu zbiorów archiwalnych" by nikogo nie kusiło pisanie "na nowo historii."

Przypominamy także, że zgodnie z art. 52 Ustawy o narodowym zasobie archiwalnym i archiwach, poseł powinien dawać przykład:
1. Kto, posiadając szczególny obowiązek ochrony materiałów archiwalnych, uszkadza je lub niszczy, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
A tak nie jest o czym świadczą pełne nienawiści rojenia posła Janusza Palikota.

Wierzymy również, że ataki na IPN nie są przejawem trwogi wielu Posłów, ze względu na zgromadzone archiwalia. Szkodliwe mity należy obalić.

Wierzymy, że w PO znajduje się wielu osób traktujących IPN tak jak poseł Gowin, z szacunkiem, jako instytut prostujący zawiłe ścieżki dziejowe. Zwracamy sie również do pozostałych Posłów i Senatorów o zatrzymanie eskalacji nienawiści do instytucji państwowej i jej urzędników.

Wzywamy Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego do zainicjowania debaty intelektualistów nad poziomem i standardami języka, z jakim politycy wychodzą do społeczeństwa poprzez media i sposobem ich naprawy.

Niech język nienawiści i pogardy zniknie z polskiego życia publicznego!

W imieniu Blogerów
Franciszek Gajek

Otrzymują do wiadomości:
1. RPO
2. Media (TVP, TVN, Polsat, Gazety…)
3. IPN

wtorek, 23 września 2008

Rotmistrz Pilecki w albumie

Album „Rotmistrz Witold Pilecki 1901-1948” przedstawia mniej do tej pory znane oblicze wielkiego patrioty i bohatera w walce o niepodległą Polskę. Pilecki jawi się nam bowiem jako obywatel ziemski gospodarujący w rodzinnym majątku w Sukurczach nieopodal Lidy, społecznik, artysta malarz, poeta oraz kochający mąż i ojciec.

Stustronicowy album zawiera niepublikowane wcześniej zdjęcia udostępnione przez dzieci rotmistrza – Zofię i Andrzeja Pileckich, dokumenty (rękopisy wierszy, prywatna korespondencja z dziećmi i żoną z lat 1943 – 1944), pamiątki materialne (książki, zapalniczka, popielniczka, pistolet, odznaczenia) oraz obrazy i rysunki wykonane przez rotmistrza. Całość uzupełniona niepublikowanymi dotychczas dokumentami z archiwum IPN.


W tym roku przypada 60. rocznica śmierci „ ochotnika z Auschwitz”. Jeszcze w czasie zaboru rosyjskiego Pilecki należał do Związku Harcerstwa Polskiego, a potem jako kawalerzysta brał udział w I wojnie światowej i bronił ojczyzny przed bolszewikami w 1920 r. Zmobilizowany ponownie w 1939 r. uczestniczył w kampanii wrześniowej. Był żołnierzem Armii Krajowej, więźniem Auschwitz, gdzie organizował konspirację i skąd udało mu się uciec. Brał udział w Powstaniu Warszawskim, był także żołnierzem II Korpusu gen. Andersa. Po wojnie powrócił do Polski, gdzie zorganizował siatkę wywiadowczą i rozpoczął zbieranie informacji m.in. o żołnierzach AK i II Korpusu, którzy byli więzieni w obozach NKWD i deportowani przez Sowietów na Syberię. Aresztowany przez komunistyczne władze, bestialsko torturowany a następnie, w wyniku procesu określanego jako „mord sądowy”, stracony.

Album opracował Jacek Pawłowicz z warszawskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Jak zapowiadano, wydawnictwo powinno trafić do rąk czytelników w II połowie września, a to oznacza, że już można o nie pytać w księgarniach.


Źródła:
Rotmistrz Pilecki

http://tiny.pl/8k47

poniedziałek, 22 września 2008

Himalaje absurdu

Ataki na Instytut Pamięci Narodowej nie słabną, przybierają różne formy, a ciosy padają z różnych stron. Wydaje się, że po jednym z nich, cały IPN oraz wszyscy jego zwolennicy nie wytrzymają i padną, jak nic. Ze śmiechu.

Oto bowiem członkowie Komisji Regulaminowej Rady Miasta Kamienna Góra (woj. dolnośląskie) kategorycznie żądają rozwiązania IPN. Z powodu teczek? Nic podobnego. Oto fragment pisma, które radni zamierzają wysłać do marszałka Sejmu, Bronisława Komorowskiego:

"My kamiennogórscy radni, członkowie Komisji Regulaminowej, uważamy, że jeżeli w zbiorach IPN-u nie ma danych o średnich zarobkach Polaków w latach PRL-u to należy tą instytucję rozwiązać ku ogólnemu zadowoleniu, ponieważ szkoda za miliony złotych rocznie skłócać nas wszystkich i prowadzić niczemu niesłużącą dalszą działalność wyżej wymienionego Instytutu, skoro nie potrafiono zarchiwizować tak istotnych danych jak zarobki".

Radni chcą pomóc mieszkańcom Kamiennej Góry w określeniu stażu pracy niezbędnego do wyliczenia emerytury. Jak widać, najlepszym na to sposobem jest – ich zdaniem – rozwiązanie IPN.
Pismo przygotował przewodniczący komisji Ryszard Ostrowski. Żeby sprawie nadać wyższą rangę, o wysłanie listu poprosił przewodniczącą rady miasta. Miał do tego prawo, a przewodnicząca będzie musiała to pismo, uzupełnione o pismo przewodnie z jej podpisem, przesłać do Sejmu.

Jak widać radni Kamiennej Góry robią wiele, by o ich mieście było głośno. Może będzie. Tylko czy o taki rozgłos chodzi mieszkańcom…

Oto kilka głosów z forum powiatowa.info:

***
"Instytut Pamięci Narodowej jest bardzo potrzebny. Stanowi mniej lub bardziej udaną próbę podsumowania przeszłości naszego narodu, próbę oddzielenia katów od ich ofiar, próbę nazwania zbrodni, podłości lecz także bohaterstwa i szlachetności po imieniu. Czego boją się ci, którzy domagają się rozwiązania tej wspaniałej instytucji? Czy naprawdę nasze miasto nie ma innych problemów do rozwiązywania i znowu ma się stać źródłem pośmiewiska lub grozy całej Polski?"
***
"Pan Ostrowski na początek niech przeczyta ustawę o IPN. A jak pan Ostrowski ma dużą potrzebę to niech napisze do tow. Mieczysława Rakowskiego.To tow. Rakowski składki Z.U.S. dał do budżetu państwa. Pan ostrowski może jeszcze napisać do gazety np.Dobre Rady.Tam bardzo chętnie pana Ostrowskiego wysłuchają i udzielą dobrej rady.Bo na stan dzisiejszy pan Ostrowski się zagubił w swoim myśleniu. Ale czego można sie spodziewać po byłym milicjancie."
***
"Nie jest możliwe by IPN posiadał dane o zarobkach ponieważ te dane zgodnie z ustawą o emeryturach posiada ZUS. Zasadniczo radnemu coś się ostro porąbało."

Żródło: Radio Wrocław

środa, 17 września 2008

Za pierwszego Sowieta

Mieszkańcy ziem wschodnich II RP jako pierwsi doświadczyli, czym jest komunistyczne państwo. Wielu z nich nie pogodziło się z utratą suwerenności Polski i życiem w ramach wyznaczanych przez sowiecki system.

W rocznicę napaści Związku Sowieckiego na Polskę proponujemy lekturę książki dr. Rafała Wnuka, „Za pierwszego Sowieta”. Autor opisuje burzliwe i tragiczne dzieje polskich organizacji niepodległościowych od września 1939 r. do inwazji niemieckiej na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 r. Pokazuje różnorodność inicjatyw konspiracyjnych, sposób ich funkcjonowania oraz metody zwalczania stosowane przez NWKD. Historyk z IPN, korzystając z bogatej bazy źródłowej, jako pierwszy podjął próbę ukazania zjawiska zorganizowanego polskiego oporu na całym obszarze okupacji sowieckiej.

Do obcowania z tym wydawnictwem zachęcał m.in. dr Marek Wierzbicki. Oto fragment jego wykładu na temat książki Rafała Wnuka:

„(…)Co nowego wnosi (…) ta praca, po pierwsze do historiografii polskiej, a po drugie do naszej wiedzy o najnowszej historii Polski. Przede wszystkim trzeba podkreślić, że wypełnia ogromną lukę w polskiej pamięci, „białą plamę”, która powstała nie z naszej winy. Była bowiem rezultatem świadomej polityki władz komunistycznych, które po wojnie zablokowały wszelkie badania naukowe dotyczące dziejów okupacji sowieckiej Kresów Wschodnich w Polsce.

Po drugie, książka dr. Wnuka mówi nam o okolicznościach tworzenia konspiracji i partyzantki w czasie II wojny światowej. I możemy się z niej przekonać, że podobnie jak pod okupacją niemiecką był to proces dwutorowy, można powiedzieć było to spotkanie dwóch inicjatyw. Pierwsza z nich to inicjatywa odgórna, polskich władz, polskiego rządu, Naczelnego Dowództwa, najpierw w kraju, potem rządu RP na Uchodźstwie, zmierzająca do utworzenia jednej, dużej organizacji konspiracyjnej, która potem mogłaby stać się wojskiem podziemnym w kraju. Natomiast druga inicjatywa, znacznie szersza, to inicjatywa oddolna, można powiedzieć obywatelska. Tysiące ludzi, może nawet więcej niż tysiące, z własnej inicjatywy, w różnych miejscowościach, podejmowało walkę bez żadnego nakazu, bez żadnego przymusu, bez żadnej zachęty. Ci ludzie czuli, że przyszedł czas, kiedy trzeba było walczyć o niepodległość swojego kraju.

Poza tym ta książka jeszcze raz uświadamia nam specyfikę okupacji sowieckiej i warunki konspirowania pod tą okupacją. Pokazuje nam, że pod okupacją niemiecką było konspirować łatwiej, ponieważ Niemcy izolowali się od Polaków, traktowali ich jak podludzi. Ich cele były jednoznaczne – chcieli zniszczyć Polaków jako naród, zaś polskie społeczeństwo obrócić w naród niewolników. Tymczasem postępowanie sowieckich władz okupacyjnych było odmienne, ponieważ stwarzały one pozory życzliwości wobec obywateli podbitego państwa. Oczywiście z wyjątkami, pewne klasy społeczne czy zawodowe były od razu wyłączone spod tej „życzliwości”. Ale generalnie Sowieci usiłowali wciągać obywateli polskich do swojego życia społeczno-politycznego. Próbowali uczynić ich obywatelami sowieckimi i spowodować, żeby Polacy ukochali ojczyznę radziecką, właściwie do tego to zmierzało.

Był jeden jeszcze powód. Był to teren mieszany narodowościowo i wiadomo, że z powodu tego konspiracja niejednokrotnie nie miała dostatecznego wsparcia. Tak się stało, że, po części na skutek polityki rządów przedwojennych, to przede wszystkim Polacy byli związani uczuciowo z przedwojennym państwem polskim. Kiedy przyszła więc godzina próby, trzeba było chwycić za broń, to czynili tak głównie Polacy, zaś część mniejszości narodowych była obojętna wobec upadku państwa polskiego lub nawet współpracowała z Sowietami, co stwarzało o wiele trudniejsze warunki do konspirowania. W Generalnej Guberni dominowali Polacy i tam było o wiele łatwiej, z uwagi na dużą solidarność społeczeństwa, o wiele większą niż na obszarach położonych na wschód od Bugu.

Dr Wnuk bardzo wyraźnie pokazuje, jak zróżnicowane były warunki konspirowania również pod okupacją sowiecką. Inaczej się konspirowało w Galicji wschodniej, we Lwowie, inaczej na Polesiu, inaczej na Białostocczyźnie czy w Łomżyńskiem, jeszcze inaczej na Nowogródczyźnie czy na Wileńszczyźnie. Każdy z tych regionów z powodów historycznych bądź etnicznych czy społecznych był odmienny. W każdym z nich konspiracja wyglądała inaczej, chociaż już po kilku miesiącach jej struktury zostały połączone w jedną organizację - Związek Walki Zbrojnej.

Książka „Za pierwszego Sowieta” potwierdza, jak silne było zaplecze dla konspiracji i partyzantki, zaplecze społeczne, zaplecze ludzkie, oczywiście najczęściej wśród Polaków. Bez zaplecza konspiracja i partyzantka nie może istnieć.

I wreszcie ta książka przypomina jeszcze raz, bardzo wyraźnie, że Polska w czasie II wojny światowej miała nie jednego, lecz dwóch wrogów. Często się o tym zapominało, tym bardziej, że propaganda powojenna, komunistyczna często wmawiała nam, że był tylko jeden wróg - Niemcy, a Związek Radziecki był przyjacielem Polski. Ta książka jeszcze raz przypomina, że w czasie wojny wrogów mieliśmy dwóch.

Myślę, że książka dr. Wnuka jest bardzo ważnym dziełem, z powodów, które przed chwilą Państwu wyjaśniałem. Jest to dzieło solidne, dzieło wiarygodne, mówi wiele prawdy o sytuacji Polaków pod okupacją sowiecką. A więc o biedzie i nędzy, w jaką wpędził Polaków okupant sowiecki, o terrorze, który dotykał całych grup społeczno-zawodowych, setek tysięcy ludzi, o kłamstwie Sowietów, które było sączone i wtedy, poprzez ich propagandę, i potem przez kilkadziesiąt lat po II wojnie światowej. O tragediach rodzinnych, jakich doświadczali konspiratorzy, ci represjonowani przede wszystkim. Ale jest to również praca o bohaterstwie, o odwadze, o wierności i lojalności. Tak jak już mówiłem – tym ludziom nikt nie musiał mówić, że mają konspirować, że mają walczyć, że mają narażać życie i zdrowie swoje i swoich rodzin – oni sami to wiedzieli, bez żadnego napominania. Jest to książka moim zdaniem bardzo uczciwa, bo ona jest wolna od uproszczeń, jest wolna od hagiografii, od „brązowienia” bohaterów. (…)

Źródła:

Instytut Pamięci Narodowej- Książki

Instytut Pamięci Narodowej – Sesje

Okładka książki: IPN

wtorek, 16 września 2008

…niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda dla szpiclów katów tchórzy…

(…)„Postępującym studiom nad reżimem komunistycznym w Polsce nie sprzyja na ogół klimat polityczny, tęsknota wielu Polaków za PRL, postawa tzw. środowiska naukowego, ostre ataki na Instytut Pamięci Narodowej, a nade wszystko realizowana po 1989 r. polityka kontynuacji, nie zaś zerwania z państwowym dziedzictwem PRL.

Obrana po 1989 r. idea ciągłości ma rzecz jasna swoje opłakane konsekwencje społeczne i niemal z miejsca "zaowocowała" zjawiskiem "niezauważonej niepodległości”. Dlatego zapewne większość badaczy domagających się jednoznacznej oceny minionego reżimu spotyka ostra reprymenda starszych "kolegów po fachu" i prędzej czy później zyskują oni opinię żądnych odwetu "prawicowców" i "oszołomów", a w konsekwencji również "historyków nieobiektywnych"W przekonaniu niektórych krytyków takiej postawy naukowej, antykomunizm jest wręcz cechą dyskwalifikującą historyka jako historyka, a szczególnie tego, który zajmuje się komunizmem i dziejami PRL.

Adam Michnik napisał kiedyś, że "kłamstwo antykomunistów rozliczających komunizm" jest takie samo, jak "kłamstwo komunistów rozliczających faszyzm"Bodaj najtrafniej zjawisko to opisał przed laty Ryszard Legutko, który w jednym z numerów "Znaku" zauważył, że postawa antykomunistyczna nadal postrzegana jest jako coś nagannego. "Poprzednio była ona dyskwalifikującą, gdyż godziła w komunizm, czyli największe osiągnięcie humanizmu - pisze krakowski filozof - Obecnie nie przestała być dyskwalifikująca, jakkolwiek tym razem powody raczej insynuowano, niż je formułowano. Pojawiły się i nadal pojawiają sugestie, że istnieje jakieś powinowactwo duchowe między komunistą a antykomunistą, że antykomunizmu trzeba się strzec, bo stanowi on niemal zwierciadlane odbicie komunizmu. Doszło do sytuacji paradoksalnej: okazało się, że komunizm był zły, ale niezależnie od tego jak bardzo był zły, antykomunizm nigdy nie był dobry. Ludzie, którzy ulegali komunizmowi przez długie lata, byli wreszcie skłonni przyznać się do błędu, lecz swój krytyczny impet - pełen hałaśliwej pogardy - kierowali właśnie przeciw antykomunistom.

Także znaczna część polskiej inteligencji, potulna wobec reżimu, nawet wówczas gdy słabł i stawał się własną karykaturą, odnalazła w sobie w nowej rzeczywistości niezwykłą potrzebę wywyższania się ponad antykomunizm i antykomunistów. Z jakichś powodów długotrwała apologia ustroju sprawiedliwości społecznej traktowana jest przez nich jako doświadczenie cywilizujące, natomiast w antykomunizmie widzą rodzaj barbarzyństwa".
Wyznawcy takiego poglądu twierdzą, że historyk-antykomunista nie jest w stanie dostrzec dorobku, osiągnięć i wewnętrznych przeobrażeń Polski Ludowej, która w 1956 r. miała porzucić komunizm i wkroczyć w erę swojskiej odmiany socjalizmu. Ów "obiektywizm" w ocenie PRL miałby również polegać na poszukiwaniu przysłowiowego "złotego środka", w którym miniony reżim nie będzie obłożony całkowitą anatemą, ani nazwany komunistycznym (nie mówiąc już o porównywaniu z nazizmem), ani totalitarnym, ani niesuwerennym, ani nawet narzuconym z zewnątrz.

W takim "złotym środku" współistnieją na równych prawach dwie pamięci. Znajdzie się tam miejsce zarówno dla żołnierza Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych, jak i bojowca Gwardii Ludowej i aktywisty Polskiej Partii Robotniczej, dla "inżyniera dusz" i Zbigniewa Herberta, dla internowanego 13 grudnia 1981 r. działacza "Solidarności" i członka WRON, dla górnika z kopalni "Wujek" i funkcjonariusza plutonu specjalnego ZOMO. Ta polityczno-historyczna schizofrenia stała się zresztą udziałem władz Rzeczypospolitej. Nikogo zatem nie powinna dziwić obecność przedstawicieli najwyższych władz państwowych, z jednej strony na uroczystościach upamiętniających rocznicę agresji sowieckiej na Polskę, zbrodni katyńskiej czy Powstania Warszawskiego, a z drugiej na obchodach kolejnej rocznicy powstania Gwardii Ludowej i PPR. Symbolicznym odzwierciedleniem tak skrajnie relatywistycznego podejścia do PRL pozostanie dla mnie smutny widok wojskowych Powązek w Warszawie, gdzie w bezpośrednim sąsiedztwie leżą kaci i ich ofiary z okresu stalinowskiego, bohaterowie Bitwy Warszawskiej i agenci "Kominternu", żołnierze Armii Krajowej i bojownicy z Gwardii Ludowej, ministrowie Polski Niepodległej i członkowie marionetkowego Komitetu Rewolucyjnego Polski i PKWN.

I rzecz bodaj najgorsza - to pomieszanie bohaterstwa i zdrady wydaje się nie mieć końca. Niedawno zmarłych zasłużonych lub tych, których prochy po latach wygnania powróciły do Polski, grzebie się obok zbrodniarzy, agentów i sprzedawczyków. Wszystkim natomiast urządza się państwowe pogrzeby. Jacek Kaczmarski leży nieopodal Mariana Spychalskiego, Józef Beck w sąsiedztwie Anatola Fejgina, a Andrzej Bączkowski obok "socjalisty" Henryka Jabłońskiego i "działacza spółdzielczego" Edwarda Osóbki Morawskiego. Tak dziś wygląda panteon Wolnej Polski! „(…)

Gdańsk, listopad 2004 r.

Sławomir Cenckiewicz – fragment wstępu do własnej książkiOczami bezpieki. Szkice i materiały z dziejów aparatu bezpieczeństwa PRL” ( II nagroda w Konkursie Literackim im. Józefa Mackiewicza w 2005 r. oraz wyróżnienie w Konkursie Literackim im. Brutusa w 2005 r.)

***

16.09.2008 r.

Oświadczenie Sławomira Cenckiewicza po jego rezygnacji z pracy w Instytucie Pamięci Narodowej

W związku z nieuzasadnionymi i brutalnymi atakami niektórych polityków ekipy rządzącej i mediów na Instytut Pamięci Narodowej, w tym na moją osobę, oraz zapowiedziami zmiany ustawy i okrojenia budżetu, postanowiłem dla dobra Instytutu zrezygnować z pracy w IPN.
Uważam bowiem, że IPN jest jednym z najważniejszych instytucjonalnych osiągnięć wolnej Polski i należy go bronić – również przed naciskami i groźbami polityków.
W ostatnim czasie jedna z najważniejszych osób w państwie – Marszałek Senatu RP – osobiście wywierała naciski i protestowała przeciwko zaproszeniu przez IPN na szkolne zajęcia edukacyjne i otwarcie wystawy o Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża Joanny i Andrzeja Gwiazdów. Tego typu praktyki są groźne dla prowadzenia rzetelnych działań edukacyjnych i wolności badań naukowych.

dr Sławomir Cenckiewicz

poniedziałek, 15 września 2008

Życie za życie

Około godziny 5. nad ranem, 24 marca 1944 we wsi Markowa pod Łańcutem grupa niemieckich żandarmów w bestialski sposób zamordowała szesnaście osób - ośmioro Żydów, ukrywających ich Józefa i Wiktorię Ulmów, a także sześcioro dzieci gospodarzy.

Wiktoria Ulma była w ostatnim miesiącu ciąży. Wśród ukrywających się był handlarz bydłem z Łańcuta, Szall oraz pięciu jego synów. Drugą rodzinę żydowską stanowiły Golda i Genia Goldman i jej mała córeczka. Goldmanowie byli sąsiadami Ulmów. Mordowanie trwało kilkadziesiąt minut. Zabijali niemieccy żandarmi, granatowi policjanci stanowili obstawę. Ustalono później, że Ulmów zadenuncjował Aleksander Leś, ukraiński policjant z Łańcuta.

Jeszcze kilka lat temu tragiczna historia rodziny Ulmów i ukrywających się w ich gospodarstwie rodzin żydowskich nie była szerzej znana:

„- Oczywiście wiedziano o niej w Markowej i okolicach, ale jej przebieg był jedynie przypuszczalny –mówił w jednym z wywiadów pochodzący z Markowej Mateusz Szpytma, historyk z IPN, autor książki „Sprawiedliwi i ich świat. Markowa w fotografii Józefa Ulmy”. -Nie było wiadomo, jak tragedia ta wyglądała w rzeczywistości, jak do niej doszło i kto dokładnie ukrywał się u rodziny Ulmów. Badania rozpoczęły się dopiero w 2003 roku, a pierwsze publikacje ukazały się rok później, w sześćdziesiątą rocznicę tej zbrodni. Ukonstytuował się też wtedy komitet, który przystąpił do budowy pomnika poświęconego rodzinie Ulmów. Monument stanął w Markowej 24 marca 2004 roku. Został odsłonięty przy dużym udziale miejscowej społeczności, a także Abrahama Segala – jednego z Żydów, którzy ukrywali się w Markowej.

Abraham Segal dziwi się, że Polacy tak szybko zapomnieli, a wręcz wstydzą się przypominać o bohaterstwie polskich ofiar holokaustu. - To Markowa powinna stać się symbolem zachowań Polaków wobec Żydów. Ja jestem żywym przykładem, że tragedia w Jedwabnem stanowiła margines zachowań Polaków w czasie okupacji – mówił.

Na podstawie szacunkowych danych można dziś powiedzieć, że Polacy w okresie okupacji uratowali 50-100 tys. Żydów. Historykom IPN wiadomo też o ponad tysiącu ofiar, które, podobnie jak Ulmowie, oddały życie za żydowskich braci.

Instytut Pamięci Narodowej rozpoczął właśnie kampanię społeczno – edukacyjną pod nazwą „Życie za życie”.

W informacji na ten temat czytamy:

Celem akcji jest pokazanie postaw Polaków, którzy z narażeniem własnego życia ratowali Żydów. Tylko na terenach polskich Niemcy stosowali restrykcyjne prawo, w myśl którego nawet za podanie kromki chleba i kubka wody kara śmierci groziła tak Żydowi, jak i pomagającemu mu Polakowi; za uchylenie się od złożenia donosu na sąsiada chroniącego podejrzanego lokatora – obóz koncentracyjny.
Akcja ma na celu uświadomienie społeczeństwu – poprzez konkretne inicjatywy naukowe, edukacyjne i filmowe – prawdy o warunkach okupacji niemieckiej, o Polakach ratujących Żydów oraz Polaków pochodzenia żydowskiego.

Szacuje się, że co najmniej kilkaset tysięcy Polaków, tak dorosłych, jak i dzieci, w różnorodny sposób udzielało pomocy Żydom. Polacy pomagali indywidualnie i w ramach aktywności konspiracyjnej, w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego, w tym w ramach Rady Pomocy Żydom „Żegota” – organizacji finansowanej głównie przez rząd RP w Londynie.

Rodziny Kowalskich z Ciepielowa, Ulmów z Markowej, Baranków z Siedliska i wiele innych to ci, którzy zginęli za okazany gest miłosierdzia chrześcijańskiego, to bohaterowie Polski Walczącej, z których powinniśmy i mamy prawo być dumni. To im należy stawiać pomniki, nadawać odznaczenia, ich imiona i nazwiska winny zdobić polskie place i skwery: Irena Sendlerowa, s. Matylda Getter, Zofia Kossak-Szczucka – to postulowane patronki naszych ulic.

Chcielibyśmy, by Polacy poznali swych bohaterów i oddali im, aktywnie uczestnicząc w przygotowywanych bądź propagowanych przez nas przedsięwzięciach, należną cześć.”


Źródła:
1. IPN - najważniejsze wiadomości
2. Sprawiedliwi z Markowej, Polskie Radio Online - historia
3. Markowa, Centrum Sprawiedliwych - Rzeczpospolita


Wstrząsający film o zbrodni w Markowej

Część 1.




Część 2.



piątek, 12 września 2008

Mokry kapiszon zamiast granatu

„Za radą prawników były prezydent zrezygnował z procesu przeciw autorom książki poświęconej jego współpracy z SB.

Spotkamy się w sądzie i tam udowodnimy swoje racje – mówił były prezydent w czerwcu, tuż po ukazaniu się książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii".

– Nie macie ani jednego mojego podpisu, jesteście nadzy, moi kochani, i za to będziecie mieli sprawę, którą przegracie – zwracał się do autorów publikacji IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Zapowiedział też, że będzie żądał od każdego autora, ale również prezesa IPN Janusza Kurtyki, po milion euro odszkodowania. Wczoraj Lech Wałęsa przyznał, że pozwu przeciw autorom nie złoży.

– Problem polega na tym, że jak prawnicy przejrzeli, to w przepisach obowiązujących dzisiaj nic nie da się zrobić. Taki proces jest nie do wygrania – stwierdził. Dodał, że pozwu można się spodziewać, kiedy w Polsce zmieni się prawo. – Pozew będzie, gdy prawo będzie logiczne. Mam granatem prawo zmieniać? – pytał Wałęsa”.

Rzeczpospolita, 11.09.2008 r.

http://tiny.pl/85wb



Ilustracja: Yarrok

poniedziałek, 8 września 2008

Literaci pod lupą IPN

Literaci w peerelu – to główny temat najnowszego numeru "Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej".

Utrzymuje szereg kontaktów z redaktorami czasopism zachodnich, wydawcami zagranicznymi z krajów kapitalistycznych oraz z ośrodkami dywersji ideologiczno-politycznej na Zachodzie. Znany jest z wielokrotnych inspiracji środowiska literackiego do wrogich wystąpień przeciwko polityce kulturalnej (...) aktualnie od kilku miesięcy przebywa w Austrii, podróżując również po innych krajach Europy Zachodniej, m.in. RFN, Belgii, Włoszech. Wygłasza odczyty, w których atakuje założenia ustrojowe PRL oraz podstawy sojuszu i współpracy z ZSRR". Tak 23 marca 1976 r. uzasadniał potrzebę rozpracowania niepokornego poety ( Zbigniewa Herberta – przyp. SKO IPN) Krzysztof Majchrowski, wówczas starszy inspektor Wydziału IV Departamentu III Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

O walce SB ze Zbigniewem Herbertem pisze w sierpniowo – wrześniowym „Biuletynie IPN” historyk Grzegorz Majchrzak. W konkluzji stwierdza, że pomimo wszystkich esbeckich akcji, poeta „nie zmienił ani swojego postępowania, ani tym bardziej poglądów”. Niestety, nie dysponujemy linkiem do tego tekstu. Znaleźliśmy natomiast inny, poświęcony Herbertowi, artykuł tego autora zamieszczony kilka lat temu na stronach „Plus - Minus”, dodatku „Rzeczpospolitej”: Grzegorz Majchrzak – „Kryptonim Herb”.

Zbigniew Herbert, poeta niepokorny i niepokonany

W„Biuletynie” także m.in. ciekawa rozmowa Barbary Polak z pisarką, Joanną Siedlecką i historykami - Andrzejem Chojnowskim i Sebastianem Ligarskim o Związku Literatów Polskich i środowisku twórców w czasach PRL. Fragment wypowiedzi Joanny Siedleckiej:

„Tylko w komunizmie można było żyć z pisania, z książek, nigdzie nie pracować, średni czy też słaby zostawał „literatem”. W całym świecie, a także u nas przed wojną pisarstwo było hobby, chyba że ktoś pisał kryminały, mógł wtedy żyć z pisania. Nowa władza dużo dawała. W rozmowie z Jackiem Trznadlem w „Hańbie domowej” Zbigniew Herbert powiedział, że peerelowskim pisarzom stworzono coś w rodzaju bezpiecznego akwarium, w którym obowiązywała jednak zasada – masz być uległy i pisać, jak ci każemy.To była cena. A tu przecież był peerel, czyli bieda. Wszystko, co dawało „akwarium” bardzo się liczyło – domy pracy twórczej, stypendia, wyjazdy, przydziały na samochód, mieszkania, i to nawet na Starówce, które stanowią dziś majątek. Można powiedzieć, że stworzono „nową klasę”, odizolowaną od społeczeństwa. Nie było ważne, czy ich książki się sprzedawały. Wydawano je w wielkich nakładach, które w całości szły często na przemiał. Byli pisarze, związkowi mandaryni jak Janina Broniewska, której co roku wznawiano w MON, w 100 tysiącach „Człowieka, który się kulom nie kłaniał”, o generale Walterze.”

I jeszcze fraszka, którą na literackie "autorytety" lat 70. i 80. napisał Zbigniew Herbert:

„Hołuj, Żukrowski, Przymanowski, Lenart,
Czterej pancerni, mierni, ale ujdzie.
Na nowy serial, byłby niezły temat,
Cóż, gdy za nimi, żaden pies nie pójdzie”

Cała rozmowa tutaj – „Związani” (pdf).

Oprócz tematów związanych bezpośrednio ze zmaganiem się środowiska literackiego z komunizmem, na uwagę czytelników zasługuje obszerny artykuł o Wielkim Głodzie na Ukrainie i rozmowa z żołnierzem Kedywu Stanisławem Aronsonem.

Do „Biuletynu IPN”, który będzie można kupić już od jutra dołączono bezpłatny dodatek – płytę DVD z filmem Jerzego Zalewskiego o Zbigniewie Herbercie „Obywatel Poeta”.

piątek, 5 września 2008

Twórczo donoszę...

W dzisiejszym, papierowym wydaniu "Rzeczpospolitej" (5.09.2008) - dodatek Instytutu Pamięci Narodowej "Artyści w pętli PRL" a w nim m.in. interesujący tekst Sebastiana Ligarskiego pt. "Twórczy donosiciele":

"Środowiska twórcze przez cały okres PRL znajdowały się w centrum uwagi komunistycznych decydentów. Jedni starali się podporządkowywać je metodami siłowymi, inni pozorami liberalizacji systemu. Cel był zawsze ten sam: poparcie dla władzy. We wszystkich przypadkach parasol ochronny zapewniał aparat bezpieczeństwa.

Antoni Słonimski wraz z Andrzejem Dobroszem (kryptonim „Smentek”) w obiektywie funkcjonariusza SB.

Twórcy: Henryk Tomaszewski (twórca Wrocławskiego Teatru Pantomimy), Maciej Damięcki, Marek Piwowski, Kazimierz Koźniewski, Andrzej Brycht, Wacław Sadkowski, Jan Maria Gisges, Aleksander Minkowski, Tadeusz Strumff, Henryk Worcell, Lech Isakiewicz, Roman Waschko, Tadeusz Borowski, Stanisław Chaciński, Andrzej Drawicz, Henryk Gaworski, Eugeniusz Kabatc, Andrzej Kuśniewicz, Jerzy Lovell, Andrzej Szczypiorski, Krzysztof Teodor Toeplitz, Jerzy Wittlin, Marian Reniak, Czesław Białowąs… Te przykładowe osoby, choć pochodzące z różnych środowisk twórczych, łączyła jedna cecha. Były osobowymi źródłami informacji tajnej policji politycznej w Polsce Ludowej. Donosicielami. Czy było ich wielu, czy szkodzili, czy też prowadzili tylko „intelektualną grę” z aparatem bezpieczeństwa, czy byli osobami, które w brutalny sposób złamano, czy też donosili z własnej woli, a może byli ofiarami systemu totalitarnego – te pytania padają często w polemikach na temat działalności agentury SB w środowiskach twórczych.
(...)
Każda z wyżej wymienionych osób to przypadek indywidualny, zarazem jednak ich losy jako agentury bezpieki posiadają wiele stycznych punktów. Większość z nich na współpracę godziła się chętnie i bez oporów. Co więcej, wielu z nich brało za tę pracę wynagrodzenie: najczęściej pieniądze, dobra materialne...
(...)
Bez pomocy agentury umiejscowionej w środowisku twórczym władzom bezpieczeństwa trudno byłoby prowadzić działania operacyjne wymierzone w literatów, aktorów, muzyków czy plastyków. Dlatego tak bardzo w tym środowisku liczyła się jakość pomocników SB. Werbunki opracowywano staranniej niż w przypadku innych grup społecznych, a gdy zakładano, że formalne wymogi rejestracji mogą przeszkodzić w pozyskaniu cennego źródła informacji, nie stosowano ich. Zidentyfikowane przykłady osobowych źródeł informacji wskazują, że dotychczasowa wiedza o twórcach literatury czy muzyki wymaga uzupełnienia i pogłębienia."

Cały artykuł tutaj

Zdjęcie: źródło IPN

środa, 3 września 2008

IPN zbada okoliczności zabójstwa generała Władysława Sikorskiego

Generał Władysław Sikorski

W dniu 3 września 2008 r. Instytut Pamięci Narodowej - Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach wszczęła śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznej polegającej na sprowadzeniu niebezpieczeństwa katastrofy w komunikacji powietrznej w dniu 4.07.1943 r. w Gibraltarze w celu pozbawienia życia premiera i Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych RP generała Władysława Sikorskiego, przez co doszło do katastrofy samolotu „Liberator” Mk II nr ew. AL 523 należącego do 511 dywizjonu brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych, w wyniku czego śmierć ponieśli generał Władysław Sikorski i towarzyszący mu obywatele RP: Zofia Leśniewska, gen. bryg. Tadeusz Klimecki, płk. dypl. Andrzej Marecki, por. mar. Józef Ponikiewski, Adam Kułakowski oraz Jan Gralewski;, tj. o przestępstwo z art. 225 § 1 i 215 § 1 kodeksu karnego z 1932 r. w zw. z art. 2 pkt 1 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz. U. z 1998 roku Nr 155 poz. 1016 z późn. zm.). Postawą wszczęcia tego śledztwa jest zachodzące od chwili zaistnienia katastrofy do dnia dzisiejszego, uzasadnione podejrzenie przestępczego jej spowodowania, które to działanie nie stanowiło przedmiotu żadnego postępowania prowadzonego przez organy ścigania państwa polskiego jak i innych państw.


Do chwili obecnej jedynymi oficjalnymi dokumentami ustalającymi okoliczności śmierci generała Władysława Sikorskiego w dniu 4.07.1943 r. w Gibraltarze są: komunikat brytyjskiego Ministerstwa Lotnictwa wydany w dniu 21.09.1943 r. na podstawie raportu z prac komisji badania wypadków lotniczych analizującej sprawę wypadku samolotu typu Consolidated „Liberator" Mk II nr ew. AL 523 należącego do 511 dywizjonu brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych, którym leciał gen. Władysław Sikorski oraz dochodzący do odmiennych wniosków komunikat wydany przez Inspektorat Polskich Sił Powietrznych pod koniec listopada 1943 r. nie wykluczający dokonanie sabotażu.

Wątpliwości co do przyczyn i przebiegu katastrofy w/w samolotu wysnuto również po analizie treści szeregu publikacji różnych autorów polskich i zagranicznych, których przedmiotem była katastrofa tego samolotu.

Po dokonaniu analizy treści tych źródeł i podnoszonych w nich zastrzeżeń co do faktycznego przebiegu wydarzeń w Gibraltarze w dniu 4.07.1943 r., jak również faktu wcześniejszych awarii samolotów przewożących gen. Władysława Sikorskiego oraz wątpliwości co do wiarygodności oficjalnie stwierdzonych przyczyn ich zaistnienia, uznać należy, że zachodzą przesłanki do postawienia hipotezy, że śmierć generała Władysława Sikorskiego była efektem spisku na jego życie.
Przedstawione w źródłach fakty oceniane w kontekście panującej w tym czasie sytuacji polityczno - militarnej mogą prowadzić do wniosku, że jedną z przypuszczalnych wersji zdarzenia było dokonanie zamachu na polecenie ówczesnych władz ZSRR, a śmierć gen. Sikorskiego i towarzyszących mu osób była efektem popełnienia czynu wypełniającego znamiona przestępstwa ściganego na podstawie obowiązującego ówcześnie kodeksu karnego z 1932 r. przez przepisy art. 225 § 1 i art. 215 § 1 oraz wypełniającego jednocześnie znamiona zbrodni komunistycznej w znaczeniu przepisu art. 2 ust 1 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz. U. z 1998 roku Nr 155 poz. 1016 z późn. zm.)

Zweryfikowanie więc wątpliwości, co do rzeczywistego przebiegu wspomnianej katastrofy i kategoryczne ustalenie, czy fakt jej zaistnienia spowodowany był popełnieniem czynu zabronionego, jak również ustalanie wszystkich okoliczności śmierci gen. Władysława Sikorskiego i towarzyszących mu osób, możliwe jest w chwili obecnej tylko i wyłącznie w ramach śledztwa, a w szczególności w drodze przesłuchania w charakterze świadka żyjących nadal osób posiadających informacje istotne dla odtworzenia jej przebiegu oraz pozyskania dostępnej dokumentacji archiwalnej dotyczącej tego zdarzenia.

Źródło: Komunikat IPN


wtorek, 2 września 2008

Najwyższe poparcie społeczne dla IPN

Dla prawie 80% badanych IPN jest potrzebny, przeciwnego zdania jest tylko 12%. Prawie 70% dobrze lub bardzo dobrze oceniło działalność IPN-u na rzecz odkrywania prawdy o historii Polski – wynika z sondażu przeprowadzonego dla „Wiadomości” TVP 1. Tylko co piąty pytany nie ma najlepszego zdania o Instytucie.

Budynek IPN w Warszawie przy ul. Towarowej

CZY IPN JEST POTRZEBNY?

TAK 79%

NIE 12%

TRUDNO POWIEDZIEĆ 9%


JAK OCENIA PAN(I) DZIAŁALNOŚĆ IPN NA RZECZ ODKRYWANIA PRAWDY O HISTORII POLSKI?

RACZEJ DOBRZE 57%

BARDZO DOBRZE 11%

TRUDNO POWIEDZIEĆ 11%

RACZEJ ŹLE 17%

BARDZO ŹLE 4%


Źródło: TNS OBOP dla „Wiadomości” TVP 1 (25.08.2008 r.)