środa, 29 października 2008

Obejrzałem twarze elbląskiej bezpieki - relacja Koteusza

Właśnie wróciłem z Elbląga, gdzie w holu Centrum Kultury i Współpracy Międzynarodowej Światowid, obejrzałem oglądać wystawę „Ludzie elbląskiej bezpieki 1975–1990”. Cieszę się, że mogłem zapoznać się akurat dziś dzisiaj ekspozycją.

Na 25 panelach ujrzałem fotografie elbląskich szefów Służby Bezpieczeństwa, przeczytałem ich życiorysy, obejrzałem kopie dokumentów przedstawiających ich działalność, fragmenty podań o przyjęcie do SB i MO, fragmenty opinii służbowych, zapoznałem się z datami piastowania stanowisk kierowniczych.

Pisząc wczoraj myliłem się w kwestii kierownictwa podległych Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej, później Wojewódzkiemu Urzędowi Spraw Wewnętrznych, w Elblągu jednostek terenowych. Te twarze też są. I tych z Braniewa, i tych z Malborka, i tych z Kwidzyna, i tych z Nowego Dworu Gdańskiego.

Frekwencja? Taka sobie, razem ze mną oglądało wystawę 5, a w porywach 7 osób. Starsi, młodzież – proporcje pół na pół. Ale dla innych będzie jeszcze okazja – ekspozycję zaplanowano do 15 grudnia br. Wstęp oczywiście bezpłatny.

I jeszcze dwie uwagi na dzisiaj.

Przy tego rodzaju okazjach tj. czytaniu życiorysów, zawsze powala mnie na kolana jeden fakt dotyczący wykształcenia: najpierw jest (choć nie zawsze, a dotyczy to starszych roczników) Uniwersytet Marksizmu – Leninizmu, a później następuje szkoła podstawowa, zawodówka i ewentualnie szkoła średnia, rzadko figuruje wykształcenie wyższe; to ostatnie raczej dotyczy „funkcyjnych” z przełomu lat 70 i 80.

A drugie spostrzeżenie? Rozpoznałem i skojarzyłem z osobą jednego esbeka (Braniewo – i muszę go zapytać czy obejrzy wystawę), a drugiego prawdopodobnie (muszę sprawdzić, bo to dalej nieco, czyli Elbląg).
Autor: Koteusz


Ludzie elbląskiej bezpieki 1975 - 1990
Ekspozycja zawiera zdjęcia i życiorysy 41 najważniejszych przedstawicieli kadry kierowniczej SB województwa elbląskiego w latach 1975–1990. Szczegółowe biogramy sporządzono na podstawie akt personalnych funkcjonariuszy SB ze zbiorów archiwów IPN oraz przechowywanych w tych archiwach rozkazów personalnych i awansowych. Wystawa przedstawia także struktury powiatowe bezpieki. W latach 1975–1990 kierownicze stanowiska etatowe bezpieki na szczeblu wojewódzkim i lokalnym zajmowało 49 funkcjonariuszy. Piętnastu funkcjonariuszy piastowało kilka różnych funkcji (zazwyczaj w obrębie tego samego wydziału najpierw jako zastępca naczelnika, a następnie naczelnik). W wydziałach operacyjnych – bezpośrednio odpowiedzialnych za walkę z przeciwnikami politycznymi reżymu komunistycznego – na stanowiskach naczelnika służyło osiem osób. Ogólnie rzecz biorąc w omawianym okresie rotacja wśród kadry kierowniczej była bardzo niewielka. Rejonowe Urzędy Spraw Wewnętrznych posiadały w latach 1983–1990 sześciu szefów. Ścisłe kierownictwo elbląskiej bezpieki znajdowało się w rękach siedmiu osób. Najdłużej, bo przez niemal 15 lat na kierunek działań SB wywierał wpływ Marian Kania, najpierw jako zastępca komendanta wojewódzkiego MO/szefa WUSW ds. SB (1975–1985), a następnie jako szef WUSW (1985–1989). Przedwczesny zgon przerwał imponującą karierę pierwszego komendanta wojewódzkiego Bogusława Aftyki (rocznik 1926), który już od 1953 r. pełnił funkcje komendanta MO na szczeblu wojewódzkim. Zdecydowana część funkcjonariuszy SB, nie chcąc poddać się procesowi weryfikacji, odchodzi z resortu na własną prośbę na przełomie 1989/1990. Prawie wszyscy kierowani są na komisje lekarskie w celu sprawdzenia stanu zdrowia, wszak w służbie byli narażeni na częste sytuacje stresowe, a wykonywanie pracy o różnych porach doby, często w terenie, pod wpływem złych warunków atmosferycznych, powiązane z brakiem możliwości systematycznego odżywiania powodowało trwały uszczerbek na zdrowiu. Tylko dwóch oficerów kontynuuje służbę w nowym, demokratycznym państwie.



Linki:
http://www.blogmedia24.pl/node/4220
http://tiny.pl/s12r

piątek, 24 października 2008

Blogerzy bronią Walentynowicz i Cenckiewicza

Prezydent RP

Premier
Kancelaria Senatu
Kancelaria Sejmu

My, blogerzy z portali: blogmedia24.pl i salon24.pl, przerażeni i oburzeni wydarzeniami ostatnich dni, kiedy władza administracyjna Polski zakazała zorganizowanych wcześniej spotkań społeczeństwa z Anną Walentynowicz i ze Sławomirem Cenckiewiczem, pragniemy wyrazić nie tylko swój sprzeciw przeciwko takim praktykom, ale żądanie zaprzestania powrotu do cenzury rodem z PRL-u.

Wiemy jak zazwyczaj kończyły się wszelkie próby dotarcia do prawdy za czasów PRL-u. Szykany, nieznani sprawcy, wypadki, pobicia. Ostateczną formą nacisku była śmierć. Partia nawiązująca rodowodem do systemu, który wyprodukował cynicznych księżobójców nie jest wiarygodna w poszukiwaniu prawdy i odkłamywaniu historii.

W poprzednim liście, w tej samej sprawie, apelowaliśmy o zatrzymanie eskalacji nienawiści do instytucji państwowej i jej urzędników.

Zamiast odpowiedzi, którą otrzymaliśmy do dzisiaj tylko z Kancelarii Senatu, mamy konkretne , niedopuszczalne działania Starosty z Raciborza i Prezydenta Miasta Opola .

Oświadczamy, że nie ma zgody społecznej na takie działania.

Żądamy od wszystkich demokratycznie wybranych władz wykonawczych w Polsce respektowania prawa i zaprzestania praktyk rodem z Moskwy stalinowskiej.

Aby przypomnieć wszystkim władzom, o co walczyliśmy, o jaką wolność w Polsce, dołączamy:

"OSTATNI RÓŻANIEC Z KS. JERZYM POPIEŁUSZKO - TAJEMNICA IV - PAN JEZUS DŹWIGA KRZYŻ "

Aby zwyciężać zło dobrem,trzeba troszczyć się o cnotę męstwa,cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości,zwłaszcza lęku i strachu chrześcijanin musi pamiętać,że bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników,jałowego spokoju.Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko samo potępienie
zła,kłamstwa,tchórzostwa,zniewalania,nienawiści, przemocy,ale sam musi być prawdziwym świadkiem,rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości,dobra,prawdy,wolności i miłości,o te wartości musi upominać się odważnie dla siebie i dla innych.Prawdziwie roztropnym i sprawiedliwym mówił Ojciec św.,może być tylko człowiek mężny, biada społeczeństwu wołał prymas Tysiąclecia,którego obywatele nie rządzą się męstwem,przestają być wtedy obywatelami stają się zwykłymi niewolnikami jeżeli obywatel rezygnuje z cnoty męstwa,staje się niewolnikiem i wyrządza największą krzywdę sobie,swej ludzkiej osobowości,rodzinie,grupie zawodowej,narodowi,państwu i kościołowi,chociaż był by łatwo pozyskany dla lęku i bojaźni,dla chleba i względów ubocznych,ale i biada władcom, którzy chcą pozyskać obywatela za cenę zastraszania i niewolniczego lęku, jeśli władza rządzi zastraszonymi obywatelami,obniża swój autorytet, zubaża życie narodowe,kulturalne i wartości życia zawodowego.Troska więc o męstwo powinna leżeć w interesie zarówno,władzy jak i obywateli.
Prośmy Chrystusa Pana dźwigającego krzyż,abyśmy w naszym codziennym życiu,okazywali męstwo w walce o wartości prawdziwie chrześcijańskie."

W imieniu blogerów

Franciszek Gajek

Do wiadomości:

starosta@powiatraciborski.pl

Prezydent Miasta Opola

czwartek, 23 października 2008

Kneblowanie historyka

„Skandaliczna, szokująca i oburzająca” – tak decyzję prezydenta Opola Ryszarda Zembaczyńskiego z PO zakazującą spotkania ze Sławomirem Cenckiewiczem określa były przewodniczący Rady Miasta Sławomir Brzeziński. „Po 19 latach po upadku komunizmu wracamy do cenzurowania wolności słowa. (...) Z drugiej strony trudno się temu dziwić, skoro obecny Prezydent Opola czynnie wspierał działalność systemu komunistycznego będąc wicewojewodą opolskim przed rokiem 1989”.

Oświadczenie Sławomira Brzezińskiego, Radnego Miasta Opola:

W dniu 29 października w sali opolskiego ratusza miało odbyć się spotkanie z wybitnym historykiem, pracownikiem naukowym IPN Sławomirem Cenckiewiczem, autorem kilkudziesięciu publikacji, książek m.in „SB a Lech Wałęsa - przyczynek do biografii”, „Oczami bezpieki” czy „Śladami bezpieki i partii”. Spotkanie organizowane w cyklu spotkań z ciekawymi autorami. Niestety Prezydent Opola Ryszard Zembaczyński, jak nieoficjalnie wiem uległ naciskom z zarządu krajowego Platformy Obywatelskiej i podjął decyzję o uniedostępnieniu sali na spotkanie. Jest to decyzja skandaliczna, szokująca i oburzająca. Mieszkańcy miasta Opola mają prawo poznać fakty z najnowszej historii Polski. Nawet, jeśli są to fakty dla niektórych niewygodne. Po 19 latach po upadku komunizmu wracamy do cenzurowania wolności słowa. W tej decyzji została naruszona podstawowa zasada demokracji, dotyczące swobody wygłaszania swoich poglądów. Z drugiej strony trudno się temu dziwić, skoro obecny Prezydent Opola czynnie wspierał działalność systemu komunistycznego będąc wicewojewodą opolskim przed rokiem 1989. Myślałem, że ludzie czasem się zmieniają. Niestety dawne nawyki, pozostają niezmienne nawet w wolnej Polsce, i to wśród osób wymachujących sztandarem Platformy Obywatelskiej.

Sławomir Brzeziński

B. Przewodniczący Rady Miasta Opola 2006-2007
Radny Miasta Opola

-------------------------------------------------------------------------------------------------

List w obronie Sławomira Cenckiewicza

OPOLSKIE STOWARZYSZENIE
PAMIĘCI NARODOWEJ


46-032 Opole, ul. Luboszycka 1a/2
tel. 0602133017

Pan Ryszard Zembaczyński
Prezydent Miasta Opola
Opole
Rynek-Ratusz

Dowiedzieliśmy się, że Urząd Miasta Opola (w tym Opolska Biblioteki Publiczna) wycofał się z organizacji spotkania ze Sławomirem Cenckiewiczem, autorem książki „SB a Lech Wałęsa”. Odmowa udzielenia miejsca w Ratuszu na prelekcję jest w istocie próbą zamykania ust, niedopuszczalną w demokratycznym Państwie, o jakie walczyliśmy. Pan Prezydent niepotrzebnie uległ presji partyjnych władz „Platformy Obywatelskiej” i Gazety Wyborczej, która w nieobiektywnej, jednostronnej publikacji, pełnej inwektyw, zaatakowała autorów książki o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy. Obywatele, za swoje podatki na rzecz miasta, mają prawo usłyszeć w sali ratusza o odkrytych faktach z najnowszej historii, mają prawo do spotkania z autorem książki, wysłuchania jego bezpośredniej relacji, uzupełnień i komentarzy, zadania mu pytań. Z tych względów Opolskie Stowarzyszenie Pamięci Narodowej zorganizuje spotkanie z Panem Sławomirem Cenckiewiczem.

Prosimy Pana Prezydenta o nieodpłatne udostępnienie sali im. K. Musioła w Opolskim Ratuszu na odbycie tego spotkania w dniu 29 października br. o godz. 16.00.

W sytuacji, gdyby bezpłatne udostępnienie sali było niemożliwe - prosimy o podanie kosztu wynajmu, z uwzględnieniem faktu, że jesteśmy organizacją „non profit”, posiadającą skromne możliwości finansowe.

Prosimy o bezzwłoczną informację o przyjęciu do realizacji naszej prośby.


PREZES
Jerzy Łysiak


Jak wynika z ustaleń portalu niezależna. pl spotkanie ze Sławomirem Cenckiewiczem jednak się odbędzie. Co prawda nie w ratuszu miejskim, ale jak zapewniają organizatorzy, „na pewno w Opolu”. Przygotowaniem spotkania zajmuje się Opolskie Stowarzyszenie Pamięci Narodowej oraz stowarzyszenie Młodzi Konserwatyści.


Za niezalezna.pl
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/10032

http://niezalezna.pl/article/show/id/10011

sobota, 18 października 2008

Ostatni taki oficer

Kilka razy znaleźliśmy się pod ostrzałem z broni maszynowej, moździerzy i artylerii. Nam także, jak wszystkim walczącym tam żołnierzom, udzieliła się powszechna zawziętość i wola walki. Coś takiego widziałem wtedy po raz pierwszy i ostatni, choć brałem udział w 29 bitwach – tak niedawno wspominał bój pod Monte Cassino generał brygady Zygmunt Odrowąż – Zawadzki, ostatni oficer Wojska Polskiego, wypromowany w przedwojennej Polsce, uczestnik wielu bitew II wojny światowej. Generał zmarł w Gdańsku 13 października w wieku 97 lat.


(…)Dziś, gdy wspominamy heroiczny bój Polaków o wzgórze Monte Cassino, otwierające aliantom drogę na Rzym, warto się wsłuchać w relację ówczesnego majora Zygmunta Odrowąża-Zawadzkiego. Choć bardzo jeszcze wówczas młody, był już wielce doświadczonym oficerem sztabowym, zastępcą szefa sztabu i szefem oddziału operacyjnego w 3. Dywizji Strzelców Karpackich.

Miłość silniejsza od śmierci
Przygotowania do bitwy zajmowały majorowi Zawadzkiemu i innym sztabowcom większość czasu, zdawali sobie bowiem sprawę, że od tego zależy życie wielu polskich żołnierzy. Tym bardziej zdumiewające jest to, iż we wspomnieniach po latach pojawiają się refleksje i spostrzeżenia, o które trudno by podejrzewać zawodowego oficera. Kiedy polscy oficerowie wyruszyli na rekonesans w kierunku pola przyszłej bitwy, w rejon tzw. Domku Doktora, major zanotował: "Noc była piękna, gwiaździsta, ale hałaśliwa. Wciąż ktoś strzelał i coś wybuchało. Gdy nagle robiło się cicho, miałem wrażenie, że dzwoni mi w uszach. Najdziwniejsze było to, że z drzew oliwkowych, których pociski pozbawiły całkowicie liści, dobiegał nas... śpiew słowików! Pomyślałem sobie wtedy, że jednak miłość jest silniejsza od śmierci!". A śmierć była tuż obok. Słowiki śpiewały na gołych drzewach zaledwie 170 metrów przed niemieckimi pozycjami. Codziennie ktoś ginął z powodu nieustającego ostrzału. Śmierć zbierała żniwo, zanim "ruszyli przez ogień, straceńcy". Od 27 kwietnia 1944 r. do momentu rozpoczęcia decydującej bitwy 3. Dywizja Strzelców Karpackich straciła 3 oficerów i 42 szeregowych, 13 oficerów i 178 szeregowych zostało rannych. Tak wyglądała "cisza przed bitwą", przerywana nie tylko słowiczym śpiewem.

Wiara przeciw fanatyzmowi
Brawurowy polski atak na umocnione wzgórze napotkał na swej drodze dwie przeszkody, jak się zdawało, nie do pokonania: jedna to dobre położenie pozycji obronnych i nadzwyczaj trudny teren, sprzyjający Niemcom. Teren miał cechy wysokogórskie, ze stromymi stokami. Nieprzyjaciel doskonale widział polskie pozycje, artyleria musiała być ukryta, wprowadzenie wojska w rejon walki mogło się odbywać praktycznie tylko w nocy. Drugą, piekielną przeszkodą była niemiecka 1. Dywizja Spadochronowa "Hermann Goering", broniąca najważniejszego odcinka, Cassina i okolicznych wzgórz.
- To była najlepsza jednostka nieprzyjaciela - wspomina generał. - Miała duże doświadczenie bojowe z walk w Norwegii, Belgii, Holandii, na Krecie i w Związku Sowieckim. Jej żołnierze byli ochotnikami w wieku do 25 lat i fanatycznymi hitlerowcami - dodaje.
Polscy żołnierze byli przeciętnie znacznie starsi od swych przeciwników, niektórzy dobiegali pięćdziesiątki, przez to fizycznie byli mniej sprawni. Nie mieli też takiego doświadczenia bojowego jak Niemcy. Zdaniem generała, gdyby bitwa toczyła się kilka miesięcy później, ofiar po naszej stronie byłoby znacznie mniej. Każdego dnia żołnierz polski zdobywał doświadczenie i umiejętności. Uczył się współpracy z kolegami, wśród których byli zarówno doświadczeni zawodowi żołnierze, jak i tacy, którzy wojaczki uczyli się dopiero w długiej drodze do domu - przez dramatyczne doświadczenia deportacji na nieludzką sowiecką ziemię. Byli też tacy, co jeszcze kilka tygodni wcześniej stali po drugiej stronie w niemieckich mundurach: chłopcy z Pomorza, z Wielkopolski czy ze Śląska, ziem wcielonych w roku 1939 do Rzeszy. Nikt ich nie pytał o zdanie. Przywdziewali obce mundury, by chronić rodziny przed obozem koncentracyjnym. Nawet dezercję musieli zamarkować jako śmierć na polu bitwy, bo za to też prześladowano najbliższych. Zmieniano im nazwiska w książeczkach wojskowych na wypadek dostania się do niewoli. Korzystali z każdej okazji, by trafić do polskiego wojska i zdjąć nienawistny mundur. - To byli bardzo dobrze wyszkoleni żołnierze, pałający poza tym chęcią walki, by zmyć upokorzenie, jakiego zaznali - wyjaśnia generał.Wszystkie atuty były po stronie Niemców: wyszkolenie, doświadczenie, nawet ten hitlerowski fanatyzm. Jest jednak coś, co potrafi pokonać i słabość fizyczną, i furię przeciwnika. Głębokie przekonanie, że bronimy słusznej Sprawy, że Pan Bóg jest z nami, że to wszystko dla Polski... - W szkole wojskowej uczono nas, że motywacja i wiara w zwycięstwo, to jest co najmniej 10 proc. więcej atutów, niżby wynikało z chłodnej kalkulacji sztabowej. O te 10 proc. byliśmy mocniejsi i to wystarczyło, by zwyciężyć, "by udał się szturm" - mówi z przekonaniem generał Odrowąż-Zawadzki.

Krzyk dzikich gęsi...
11 maja rozpoczęła się aliancka ofensywa we Włoszech. Otrzymała ona kryptonim "Honker", co znaczyło po angielsku krzyk dzikich gęsi powracających do domu. Dla wielu polskich żołnierzy ten kryptonim miał szyderczą wymowę. Ci z Kresów wiedzieli już, że drogi do domu mogą nie odnaleźć, nawet jeśli pokonają Niemców. Coraz głośniej mówiło się o porozumieniach "naszych aliantów" z "aliantami naszych aliantów" kosztem Polski, zgodnie z liniami wytyczonymi na wschodzie jeszcze przez Stalina i Hitlera. Realny był bunt polskich żołnierzy i odmowa dalszej walki przeciwko Niemcom. Czuli się zdradzeni. Zwłaszcza ci, którzy przeszli przez sowieckie piekło i nosili w kieszeniach mundurów żołnierskie legitymacje z dewizą: "Bez Wilna i Lwowa nie ma Polski"... Generał Anders osobiście uczestniczył w akcjach uświadamiających sytuację. Sowieci tylko czekali, by rozpocząć kampanię propagandową przeciwko "polskim faszystom", co sprzyjają Niemcom, co opuścili Sowiety, by uniknąć walki. Trzeba było walczyć. Polacy byli pierwszymi, którzy podjęli walkę w tej wojnie i musieli być wśród ostatnich, którzy ją kończyli. "Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor"(…)

Polski atak na Monte Cassino był kontynuacją wcześniejszych, nieudanych działań aliantów. Już 22 stycznia 1944 r. uderzyli Amerykanie. Straty były ogromne (ponad tysiąc poległych), szturm trzeba było przerwać. Jeszcze większe straty ponieśli atakujący z drugiego skrzydła Francuzi. W lutym odbyły się równie nieudane ataki z udziałem Amerykanów, Hindusów, Nowozelandczyków i Brytyjczyków.W marcu ponownie zaatakowali Hindusi, Nowozelandczycy i Anglicy. To była krwawa jatka. Straty aliantów wynosiły ponad 50 tysięcy ludzi! (…)
11 maja Polacy byli główną siłą atakującą Monte Cassino. Nasi żołnierze atakowali w nieosłoniętym, zaminowanym terenie pod ostrzałem z zamaskowanych bunkrów. Ten pierwszy atak się nie udał, ale umożliwił wyparcie Niemców z miasta Cassino. Rozpoznano stanowiska niemieckiej obrony, zlokalizowano niebezpieczne bunkry. Bardzo to pomogło podczas decydującego ataku 17-18 maja. Fanatyczni hitlerowscy spadochroniarze, pod wrażeniem gwałtowności i zaciekłości polskiego ataku, w obawie przed okrążeniem i zagładą, opuścili wówczas pozycje w klasztorze. To był przełom. Rankiem patrol 12. Pułku Ułanów Podolskich, pod dowództwem podporucznika Kazimierza Gurbiela, wkroczył w ruiny klasztoru. Polacy zajęli cały klasztor i zatknęli na murach polską flagę. (…)

Zdumienie
W decydującym ataku na Monte Cassino zginęło 924 polskich żołnierzy, prawie 3 tysiące zostało rannych. - Rano 18 maja pojechałem z generałem Duchem do ruin miejscowości Villa, a potem pieszo udaliśmy się na wzgórze 593 - wspomina generał Zawadzki. Po drodze spotykaliśmy kolumny noszowych, niosących poległych, zawiniętych w koce. W milczeniu salutowaliśmy. Widziałem coraz więcej poległych. Wszędzie kamienie zbroczone były krwią. Dotarliśmy do klasztoru. Wszędzie leżały gruzy i resztki żołnierskiego sprzętu. Gdzieniegdzie widać było podarte szaty liturgiczne. W powietrzu unosił się zapach wapna i skruszonego betonu - opowiada.W klasztorze uzyskano odpowiedź na pytanie, dlaczego Niemcy z taką furią i zapamiętaniem bronili się przed Polakami: Wzięty do niewoli kapitan Herbert Beyer, dowódca 1. batalionu 4. pułku spadochroniarzy, potwierdził informacje docierające od jeńców, że dowódcy informowali niemieckich żołnierzy, iż Polacy nie biorą jeńców, zabijają ich na miejscu. Po zbrodniach, których Niemcy dopuścili się w Polsce, a o których ci spadochroniarze musieli przecież słyszeć, łatwo było w to uwierzyć. Szukali więc możliwości poddania się Anglikom. W końcu to Anglicy wymyślili "linię Curzona" i to oni bronili interesów niemieckich przed "nadmierną ekspansją polską" podczas konferencji wersalskiej...Na polu bitwy zdumieni obserwatorzy zobaczyli ślady walk tak zaciętych, że przekraczających wszystko, co wcześniej widzieli podczas tej wojny. Nie tylko strzelano. Walczono wręcz przy użyciu bagnetów, kolb karabinowych czy po prostu gołych pięści. Doświadczony, oglądający niejedno pole walki major Zawadzki zobaczył polskiego i niemieckiego żołnierza w śmiertelnym objęciu. Obydwaj jednocześnie przekłuli się bagnetami... Coś podobnego widział wcześniej tylko jeden raz: podczas kontrataku polskiego nad Bzurą we wrześniu 1939 roku. W innym miejscu dostrzegł znów śmiertelną parę: polskiego i niemieckiego żołnierza, którzy wzajemnie spalili się za pomocą miotaczy ognia. Nawet oficerowie sztabowi nie byli bezpieczni.
- Kilka razy znaleźliśmy się pod ostrzałem z broni maszynowej, moździerzy i artylerii - wspomina generał. - Nam także, jak wszystkim walczącym tam żołnierzom, udzieliła się powszechna zawziętość i wola walki. Coś takiego widziałem wtedy po raz pierwszy i ostatni, choć brałem udział w 29 bitwach... - mówi. (…)


Zainteresowanym wspomnieniami pana generała polecam książkę: "Zygmunt Odrowąż-Zawadzki. Bóg - Honor - Ojczyzna. Wspomnienia". Wydawnictwo DJ, Gdańsk 2007.

*)Obszerne fragmenty jednego z ostatnich artykułów poświęconych generałowi Odrowążowi – Zawadzkiemu autorstwa Piotra Szubarczyka z gdańskiego oddziału IPN, "Na Monte Cassino było dużo czerwonych maków".

Źródło:
Nasz Dziennik

Zygmunt Odrowąż-Zawadzki - gen.bryg. W 1939 r. ukończył jako najmłodszy wiekiem porucznik Wyższą Szkołę Wojenną. Podczas kampanii wrześniowej oficer operacyjny 14 Wielkopolskiej Dywizji Piechoty. Uczestnik bitwy nad Bzurą, podczas której dostał się do niewoli niemieckiej. Następnie przez Węgry przedostał się do Wojska Polskiego we Francji. Jako oficer operacyjny Brygady Karpackiej uczestniczył w operacji libijskiej i w walkach o Tobruk. Podczas kampanii włoskiej 2 Korpusu był oficerem operacyjnym Sztabu 3 Dywizji Strzelców Karpackich. Za bitwę o Ankonę odznaczony Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari. W bitwie nad Senio i o Bolonię uczestniczył jako dowódca 5 batalionu Strzelców Karpackich. Po zakończeniu kampanii włoskiej został dyrektorem nauk w Oficerskiej Szkole Taktycznej 2 Korpusu. Po powrocie do Kraju w 1947 r. przez długi czas nie mógł znaleźć pracy. Dopiero po ukończeniu Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Poznaniu w 1952 r. otrzymał możliwość pracy zgodnie ze swoim wykształceniem i statusem społecznym.

niedziela, 12 października 2008

Media nas widzą

Już kilka tysięcy internautów zrzeszyło się w Społecznym Komitecie Obrony IPN-u. Twierdzą, że chcą w sieci protestować przeciwko "atakom części polityków na Instytut". Wysłali już petycje do prezydenta, premiera i wszystkich parlamentarzystów - dowiedział się serwis informacyjny TVP Info.

Skąd tak nietypowy pomysł? Inicjatorzy przedsięwzięcia twierdzą, że wszystko zaczęło się w związku z kontrowersjami, jakie wybuchły po publikacji książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o kontaktach Lecha Wałęsy z SB - Razem ze znajomymi przygotowaliśmy petycję w Internecie w obronie autorów. Ku naszemu zdumieniu poparło ją aż kilka tysięcy osób. Wtedy zaczęliśmy się zastanawiać nad powstaniem Komitetu. Okazało się, że jest więcej osób, które myślą podobnie jak my – mówi serwisowi internetowemu tvp.info Anita Czerwińska, jedna z założycielek Społecznego Komitetu Obrony IPN-u.

Czerwińska dodaje, że komitet nie chce być kojarzony z żadną opcją polityczną. – To jest po prostu odpowiedź internautów z całego kraju na fakt, że politycy chcą ograniczać przekazywanie prawdy społeczeństwu krytykując działania IPN, a nawet próbując ingerować w jego funkcjonowanie – mówi założycielka komitetu.

Przedstawiciele IPN podkreślają, że z całym przedsięwzięciem nie mają nic wspólnego. – Ale cieszy nas każdy sposób poparcia. Zwłaszcza jeśli jest to tak nietypowy sposób – mówi Andrzej Arseniuk, rzecznik IPN.

(Internauci bronią IPN, Paweł Rusak - Serwis Informacyjny TVP Info)


http://www.tvp.info/news.html?channel=-1&news=807004

http://www.rp.pl/artykul/153227,203461.html

piątek, 10 października 2008

Senat odpowiada na apel blogerów

Odpowiedź Senatu RP na apel blogerów Blogmedia24 i Salon24 w sprawie Instytutu Pamięci Narodowej.


Kancelaria Senatu

Znak BID/DIPE-131-26784/08 JB

Szanowny Panie

Uprzejmie informujemy, że Pana list adresowany do Kancelarii Senatu został skierowany do Działu Informacji Publicznej i Edukacji celem udzielenia odpowiedzi.

Instytut Pamięci Narodowej działa na podstawie ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i ustawy z dnia 18 października 2006 r. o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 oraz treści tych dokumentów . W obecnej kadencji Parlamentu wpłynęły następujące projekty ustaw zmieniających treść zacytowanych aktów prawnych:


Ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu

Tytuł projektu

Artykuły zmieniane w ustawie o IPN

Nr druku*

status

Projekt ustawy o zmianie ustawy o prokuraturze oraz niektóre inne ustawy

Art. 19

Art. 47

617

Po I czytaniu skierowany do Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka

Ustawa o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 oraz treści tych dokumentów

Rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy o prokuraturze oraz niektóre inne ustawy

Art. 22

617

Po I czytaniu skierowany do Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka

Poselski projekt ustawy o podaniu do wiadomości publicznej informacji o byłych funkcjonariuszach komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, czasowym ograniczeniu pełnienie przez nich funkcji publicznych oraz pozbawieniu ich nieuzasadnionych przywilejów materialnych

Dodanie art. 21 i

789

Skierowany do Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych

Poselski projekt ustawy o państwowych instytucjach naukowych

Art.4

Art. 8

252

Skierowany do Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży

Zatem w obecnej kadencji Parlamentu nie wpłynął żaden projekt ustawy wprost będący nowelą dla ustaw , dzięki którym działa Instytut Pamięci Narodowej.

Dziękujemy za przedstawione w liście uwagi, są niezwykle cenne, stanowią informację o panujących nastrojach społecznych.

Zgodnie z wymogami art. 24 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 roku o ochronie danych osobowych (Dz.U. 1 2002 r., Nr 101, poz. 926-t.j.) uprzejmie informujemy, że w Kancelarii Senatu gromadzone są dane osobowe – imię i nazwisko, adres – dobrowolnie przez Pana przedstawione a także informacja o problemie zawartym w liści.

Zbiór danych prowadzony jest w celach ewidencyjnych. Dane osobowe przekazywane są innym organom i instytucjom jedynie w zakresie niezbędnym do wyjaśnienia zgłoszonej sprawy. Ma Pan prawo wglądu do swoich danych osobowych oraz ich poprawiania

Z poważaniem

Główny Specjalista

Joanna Baranowska

(podpis nieczytelny)

niedziela, 5 października 2008

Piaśnica - pamiętamy!

Piaśnica Wielka – wieś kaszubska położona niedaleko Wejherowa. W okalających tę miejscowość lasach, w pierwszych miesiącach II wojny światowej Niemcy zamordowali około 12 tysięcy Polaków. To ludobójstwo uważane jest za największą zbrodnię, po KL Stutthof, na Pomorzu i pierwszą, na tak dużą skalę, w Europie.

Niektórzy przyrównują Piaśnicę - jako miejsce męczeństwa przesiąknięte krwią tysięcy niewinnych ofiar - do Katynia – pisała dr Elżbieta Grot, dyrektor Państwowego Muzeum Stutthof w Sztutowie. „Jest jednak kilka różnic pomiędzy tymi dwoma miejscami. W Katyniu zamordowano oficerów Wojska Polskiego, w Piaśnicy ginęła ludność cywilna: kobiety, mężczyźni, dzieci i niemowlęta. Tragedię tysięcy osób jej sprawcom również udało się okryć tajemnicą. O Katyniu w powojennej Polsce nie wolno było mówić ze względu na uzależnienie od b. ZSRR. Lecz również i o Piaśnicy nie informowano powszechnie społeczeństwa polskiego, pomimo że zbrodniarzami byli hitlerowcy. Starano się w ten sposób ukryć prawdę o ofiarach - głównie kadrze przywódczej ludności pomorskiej. Jedynie mieszkańcy Pomorza osiedleni tu od pokoleń nie zapomnieli tego, co naprawdę wydarzyło się w Piaśnicy. Pamiętają zwłaszcza rodziny pomordowanych, które nadal oczekują na zadośćuczynienie od strony niemieckiej. Piaśnica w świadomości Polaków nie żyje tak, jak obecnie Katyń. I samo miejsce, i fakt dokonanej tam ( …) zbrodni, nadal są mało znane ogółowi Polaków.”

Polacy jako pierwsi stanęli na drodze niemieckiej polityce podboju Europy. Dlatego hitlerowcy zaplanowali zniszczenie naszego narodu w taki sposób, byśmy już nigdy nie mogli stworzyć niepodległego państwa. Niemcy chcieli jak najszybciej Pomorze zasiedlić i całkowicie zgermanizować. Jeszcze przed agresja na Polskę na niemieckich listach przygotowanych przez policje i gestapo znaleźli się Polacy najbardziej zasłużeni dla odbudowy II Rzeczypospolitej, budowniczowie Portu Gdynia, inżynierowie, lekarze, oficerowie, urzędnicy, intelektualiści, nauczyciele i duchowni. Na Pomorzu faszyści wymordowali kwiat inteligencji polskiej.

Na niemieckiej fotografii: „egzekucja” w Piaśnicy. Strzelają członkowie bandyckiej organizacji Selbstschutz – cywile, sąsiedzi mordowanych Polaków. Źródło: Archiwum Państwowe w Gdańsku.

Po napaści na Polskę, na jedno z miejsc do przeprowadzania masowych egzekucji na mieszkańcach Wybrzeża, jesienią 1939 roku Niemcy wybrali lasy Puszczy Darżlubskiej w pobliżu Piaśnicy, położonej ok. 10 km od Wejherowa, po lewej stronie szosy biegnącej do Krokowej. W tym miejscu na obszarze ok. 250 km kwadratowych w ciągu zaledwie kilku miesięcy wymordowali co najmniej 12 tys. osób.

Po wojnie ludność Pomorza, a szczególnie rodziny pomordowanych, otoczyła opieką "leśny cmentarz", oddając hołd i zachowując pamięć o ofiarach.

W niedzielę, 5 października, odbyły się uroczystości poświęcone pamięci ofiar zamordowanych przez Niemców w lasach piaśnickich. Zorganizowali je: władze Wejherowa, członkowie Stowarzyszenia Rodzina Piaśnicka, Komitet Opieki nad Mogiłami Piaśnicy, oraz gdański oddział Instytutu Pamięci Narodowej. Uroczystą Mszę św. koncelebrował Metropolita Gdański ks. abp. Leszek Sławoj Głódź.


Źródła - poczytaj i zobacz
1. Ludobójstwo w Piaśnicy jesienią 1939 r.
2. Zbrodnie hitlerowskie w Piaśnicy. Stan badań i postulaty
3. Instytut Pamięci Narodowej
4. Piaśnica oskarża
5. Piaśnica, pomnik

sobota, 4 października 2008