środa, 30 września 2009

Oni odmówili bezpiece

Wiele powiedziano niesprawiedliwych słów o Instytucie Pamięci Narodowej i lustracji w ogóle. O „babraniu się w teczkach”, o „wizji świata z perspektywy SB” itd. Jakoś nie dziwi mnie, że największe ataki spotykają IPN ze strony tych którzy mają najwięcej powodów do obaw. Po za tym dość łatwo przechodzi się do porządku dziennego nad tym, że prócz ujawniania agentów, czy mechanizmów funkcjonowania komunistycznego aparatu przemocy i komunistycznego państwa w ogóle, proces penetracji archiwów ujawnia postawy nonkonformistyczne, czy wręcz bohaterskie. Zwracał na to uwagę już ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który w swej książce poświęcił bardzo wiele miejsca księżom którzy oparli się próbom werbunku, jak i tym, którzy potrafili współpracę zerwać. Książka „Księża wobec bezpieki” dedykowana jest „Kapłanom i świeckim, zapomnianym bohaterom zmagań z systemem komunistycznym”.

Kolejną publikacją poruszającą niemal w całości właśnie ten aspekt ujawniania archiwów IPN jest lipcowy numer Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej pod znaczącym tytułem „Oni odmówili bezpiece”. Biuletyn otwiera rozmowa Jana M. Rumana z Wojciechem Frazikiem i Filipem Musiałem poświęcona aparatowi bezpieczeństwa, sposobowi werbowania agentów i możliwościom opierania się temuż, oraz jakie niosło to ze sobą zagrożenia na przestrzeni całej historii PRLu.

Właściwie początek agentury sięga jeszcze czasów IIRP, gdy KPP była nie tyle tajną agenturą ZSRS, co jawną ekspozyturą Kremla, a jednymi z pierwszych ofiar odmowy współpracy byli oficerowie wymordowani m. in. w Katyniu.

Bezpośrednio po wojnie wysiłek aparatu represji kierował się na umocnienie władzy komunistycznej, która zasadzała się wyłącznie na sowieckich i bezpieczniackich bagnetach a która cieszyła się śladowym poparciem w społeczeństwie. Która to władza bezpośrednio podlegała przedstawicielom Kremla, a personalnie byli to wierni agenci sowieccy, lub wręcz sowieci oddelegowani do Polski. Agentura wykorzystywana była przede wszystkim do niszczenia podziemia antykomunistycznego i wszelkich przejawów niepodległościowych działań. Po roku 1947 zintensyfikowano działania przeciwko Kościołowi Katolickiemu.

W przypadku odmowy współpracy najtrudniej miały osoby osadzone w więzieniach i aresztach - mogło być brutalne śledztwo, wieloletnie więzienie, lub wyrok śmierci. Aparat bezpieczeństwa nie sporządzał wówczas dokumentacji dotyczącej kandydatów na współpracowników, więc nie ma bezpośrednich informacji o skali odmów podjęcia współpracy. Zdarzało się, ze po wyjściu z więzienia osoby, które zgodziły się na współpracę nie podejmowały jej, unikały kontaktów, lub zmieniały środowisko, by przestać być potencjalnie użytecznym dla bezpieki. Niewątpliwie czasy stalinowskie były najtrudniejsze, ale odmowa lub zerwanie współpracy, choć pewnie nieczęste, zdarzały się i w niektórych przypadkach zachowała się dokumentacja bezpośrednia lub pośrednia.

W latach późniejszych odmowa współpracy nie groziła już tak poważnymi konsekwencjami, a od momentu opublikowania wskazówek jak zachowywać się w przypadku przesłuchania przez SB, czy prób werbunku coraz powszechniejsza była wiedza jak się przed nim bronić, choć ryzyko zawsze istniało o czym świadczy choćby tzw. Raport Komisji Rokity. Tak czy inaczej z czasem malała ilość agentów szantażowanych, a wzrastała kupowanych. Coraz rzadziej za odmowę współpracy groziły sankcje, a coraz częściej jej podjęcie ułatwiało karierę. Odmowa współpracy mogła oznaczać np. nie otrzymanie paszportu, natomiast jej podjęcie pomagało miernym literatom, naukowcom, czy reżyserom.

Poniżej kilka skrótowych informacji o osobach opisanych w lipcowym Biuletynie IPN.

Prot Feliks Komornicki (1906 - 1981). Żołnierz września, w grudniu 39 przystąpił do konspiracji. Po wojnie aresztowany i zwolniony. Dwukrotne próby werbunku – 1949 i 1952. Dwukrotnie odmówił „bez względu na konsekwencje”, „woli siedzieć, a nie będzie współpracować ” – z zachowanych notatek UB.

Edward Serwański (1912-1981). Oficer ZWZ-AK, członek „Ojczyzny”, „Szarych Szeregów”, uczestnik Powstania Warszawskiego. Więziony w latach 1948-1951. Wielokrotne próby werbunku w czasie brutalnego śledztwa, jak i po uwolnieniu nie powiodły się. Obserwowany, inwigilowany i szykanowany przez bezpiekę przez wiele lat.

Ks. Jan Wójcik (1911-1954). W czasie okupacji wspierał partyzantkę, pomagał Żydom, być może był zaangażowany również po roku 1944. Aresztowany i skazany za domniemane przestępstwa gospodarcze oparł się próbom werbunku („wolałbym odsiedzieć drugi taki wyrok, niż zostać konfidentem UB”), któremu jeśli by uległ zapewniłby mu wolność. W więzieniu pogorszył się stan zdrowia ks. Wójcika, zmarł trzy tygodnie po opuszczeniu więzienia.

Adam Potyra (1922-2003). Żołnierz ZWZ-AK. Aresztowany i skazany w 1945 roku. Zwolniony na mocy amnestii. Inwigilowany przez wiele lat. Werbowany odmówił współpracy. Dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych ujawnił przechowywane dokumenty AK z czasów wojny.

Kazimierz Heller. Przedwojenny działacz narodowo-radykalny, okupację spędził na Syberii i nad Wołgą, wrócił do Polski w 1946 roku. Werbowany w roku 1950 i 1953. W 1953 podpisał zobowiązanie do współpracy, ale podarł je i współpracy stanowczo odmówił. Zyskał miano fanatyka religijnego, był inwigilowany przez kilka kolejnych lat.

Ks. Jan Kopytko. Zbierano informacje na jego temat gdy był klerykiem w seminarium usiłując znaleźć jakieś „haki”. Podczas próby werbunku w czasie ferii zimowych w 1971 roku wyrzucił SBeka za drzwi.

Tomasz Strzyżewski, nazywany polskim Mitrochinem. Jako młodzieniec kontestując rodzinny katolicyzm został ateistą, ZMSowcem, a później członkiem Partii. Nieco przypadkiem trafił do krakowskiej delegatury GUKPPiW, czyli został cenzorem. Podczas nocnych dyżurów przepisywał „Książkę zapisów i zaleceń GUKPPiW” oraz inne dokumenty cenzury. W 1977 roku wyjeżdża do Szwecji wywożąc swoje archiwum (dekonspiracja oznaczałaby z pewnością proces o szpiegostwo). Bezcennymi materiałami nie wykazały specjalnego zainteresowania ani RWE, ani Paryska Kultura. W końcu fragmenty zostały opublikowane przez NOWą a następnie przez „Aneks”. Była to istna bomba. Losy Strzyżewskiego nie były jednak różowe. Musiał znosić najrozmaitsze upokorzenia, posądzenia o agenturalność i działanie z chęci zysku (niechlubna rola Andrzeja Koraszewskiego, który próbował weryfikować prawdomówność Strzyżewskiego dzwoniąc do krakowskiej cenzury i dwuznaczna postawa Eugeniusza Smolara względem Strzyżewskiego).

Edward Leśniak – redaktor techniczny Znaku. Ropracowywany w latach 1977-87. Podejmowano próby sprowadzenia wymuszanych oficjalnych kontaktów (wezwania do stawienia się) na ścieżkę nieoficjalną. Leśniak zdawał sobie sprawę do czego dążą SBecy i konsekwentnie odmawiał wszelkich nieoficjalnych kontaktów.

Ks. Józef Danach i ks. Oskar Thomas. Obaj działali w Duszpasterstwie Akademickim. Przewidziano ich do werbunku w roku 1978. Pod pretekstem wniosku paszportowego próbowano przeprowadzać rozmowy z ks. Danachem. Po każdej takiej próbie ks. Danach szeroko o tym rozpowiadał, co zwrotnie docierało do funkcjonariuszy SB. Gdy próbowano przeprowadzić rozmowę z ks. Thomasem w jego mieszkaniu niezapowiedzianie pojawił się również ks. Danach. W ten sposób poprzez rozgłaszanie prób kontaktów ze strony SB sparaliżowali oni próby werbunku.

Ks. Adolf Chojnacki (1932-2001). Został wciągnięty na czarną listę Wydziału D do zwalczania szczególnie niewygodnych księży. Wydział D posługiwał się wszelkimi metodami w celu poderwania autorytetu i zastraszenia księży. Polegały one na szkalowaniu, rozprzestrzenianiu plotek o niemoralnym prowadzeniu się, dzieciach, chorobach psychicznych, alkoholizmie itd. Jeśli to nie przynosiło skutków niszczono samochody, wybijano okna, truto psy. Następnym krokiem były pobicia i morderstwa. Blokowano również obejmowanie parafii, wyjazdy zagraniczne itd. Za swoją działalność jako kaznodziei i księdza wspierającego więzionych i prześladowanych spotkały ks. Chojnackiego rozliczne szykany z tych wymienionych wyżej. W PRLu nigdy nie został proboszczem.

http://www.blogpress.pl/node/1652

piątek, 25 września 2009

Śmierć na skrawku wolnej Polski

Dwudziestego września 1939 roku Armia Czerwona najechała na Grodno, polskie miasto, pięknie położone nad Niemnem, nazwane kiedyś „grodem Batorego”. Chciałbym przypomnieć jedno ze zdarzeń z tamtych piekielnych dni, by zachować pamięć o małym bohaterze, chłopcu który stał się symbolem heroicznej walki mieszkańców tego miasta z sowieckim najeźdźcą. Do grodnian, którzy przeżyli tę zbrodniczą napaść, generał Władysław Sikorski powiedział później: "Jesteście nowymi Orlętami. Postaram się, żeby wasze miasto otrzymało Virtuti Militari i tytuł zawsze Wiernego"...

Nie będę opisywał sytuacji jaka panowała wtedy w Grodnie, ani przebiegu dramatycznych walk z bolszewikami. Wspomnę tylko, że jeszcze w sierpniu, a potem 10 września miejscowy garnizon opuściła znaczna część polskiego wojska. Niewielka liczba żołnierzy, którzy pozostali w mieście oraz policjanci, harcerze, kolejarze, pocztowcy , a także inni mieszkańcy, szykowali się do obrony swego grodu przed wrogiem. W sumie pod bronią było około dwa tysiące osób.

Nieco wcześniej, na polecenie dowódcy Obszaru Warownego „Grodno”, pułkownika Bohdana Hulewicza zarekwirowano zapasy miejscowej wytwórni wódek po to, by alkohol w butelkach zastąpić benzyną. Czy to właśnie podczas obrony Grodna powstała nazwa „koktajl Mołotowa”, czy też wymyślili ją nieco później Finowie w czasie „wojny zimowej” z sowietami? Nieistotne. Wtedy te butelki z benzyną miały być skuteczną bronią na niemieckie czołgi. I na Grodno najechały czołgi. Kilkadziesiąt, może nawet setka. Z czerwoną gwiazdą.

Część sowieckich wozów bojowych udało się obrońcom miasta unieszkodliwić tymi „zapalającymi granatami”. Jedną z butelek pochwycił 13 – letni Tadek Jasiński i cisnął nią w czołg. Nie zapaliła się. Czerwonoarmiści złapali chłopca, skatowali i przytwierdzili do frontu maszyny wykorzystując jako żywą tarczę… Tadek umarł śmiercią bohaterską i męczeńska. Jego śmierć i śmierć setek grodnian jest jednym z dowodów barbarzyństwa sowieckiej hordy, która najechała na nasz kraj.

Zdarzenie, o którym wspomniałem opisała w swojej książce pt. „ Jeśli zapomnę o nich…” podpułkownik Grażyna Lipińska, świadek i uczestnik tamtych wydarzeń, wówczas dyrektor szkoły zawodowej w Grodnie. Pozwalam sobie przytoczyć ten fragment książki, bo poruszył mnie on do głębi:

„(...) Ale ja widzę na dalekim czołgu jasną plamę. Nagła, straszna pewność! Głogów! Nie zważam na Dankę, nie słyszę jej krzyku. Śmiercionośna maszyna toczy się naprzód, a ja stępiała na wszystko lecę prosto na nią. Przeraźliwy zgrzyt… czołg staje tuż przede mną. Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowane, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista, w dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam. Z podniesioną po bolszewicku do góry pięścią, wykrzywioną w złości twarzą, ochrypłym głosem krzyczy, o coś oskarża nas i chłopczyka. Dla mnie oni nie istnieją, widzę tylko oczy dziecka pełne strachu i męki. I widzę jak uwolnione z więzów ramionka wyciągają się do nas z bezgraniczną ufnością. Wysoka Danka jednym ruchem unosi dziecko z czołgu i składa na nosze. Ja już jestem przy jego głowie. Chwytamy nosze i pozostawiając oniemiałych naszym zuchwalstwem oprawców, uciekamy w stronę szpitala.

Chłopczyk ma pięć ran od kul karabinowych (wiem – to polskie kule siekają po wrogich czołgach) i silny upływ krwi, ale jest przytomny. W szpitalu otaczają go siostry, doktorzy, chorzy. – Chcę mamy – prosi dziecko. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał… Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na froncie czołgu. Danka sprowadza matkę. Nie pomaga transfuzja krwi. Chłopiec coraz słabszy, zaczyna konać. Ale kona w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski, bo szpital wojskowy jest ciągle w naszych rękach. Matka umierającego chłopca, zrozpaczona i jednocześnie pobudzona czynem synka, szepcze mu: „Tadzik, ciesz się! Polska armia wraca! Śpiewają...”.”

http://www.blogpress.pl/node/1449

http://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Jasi%C5%84ski

http://pl.wikipedia.org/wiki/Gra%C5%BCyna_Lipi%C5%84ska