(…)„Postępującym studiom nad reżimem komunistycznym w Polsce nie sprzyja na ogół klimat polityczny, tęsknota wielu Polaków za PRL, postawa tzw. środowiska naukowego, ostre ataki na Instytut Pamięci Narodowej, a nade wszystko realizowana po 1989 r. polityka kontynuacji, nie zaś zerwania z państwowym dziedzictwem PRL.
Obrana po 1989 r. idea ciągłości ma rzecz jasna swoje opłakane konsekwencje społeczne i niemal z miejsca "zaowocowała" zjawiskiem "niezauważonej niepodległości”. Dlatego zapewne większość badaczy domagających się jednoznacznej oceny minionego reżimu spotyka ostra reprymenda starszych "kolegów po fachu" i prędzej czy później zyskują oni opinię żądnych odwetu "prawicowców" i "oszołomów", a w konsekwencji również "historyków nieobiektywnych"W przekonaniu niektórych krytyków takiej postawy naukowej, antykomunizm jest wręcz cechą dyskwalifikującą historyka jako historyka, a szczególnie tego, który zajmuje się komunizmem i dziejami PRL.
Adam Michnik napisał kiedyś, że "kłamstwo antykomunistów rozliczających komunizm" jest takie samo, jak "kłamstwo komunistów rozliczających faszyzm"Bodaj najtrafniej zjawisko to opisał przed laty Ryszard Legutko, który w jednym z numerów "Znaku" zauważył, że postawa antykomunistyczna nadal postrzegana jest jako coś nagannego. "Poprzednio była ona dyskwalifikującą, gdyż godziła w komunizm, czyli największe osiągnięcie humanizmu - pisze krakowski filozof - Obecnie nie przestała być dyskwalifikująca, jakkolwiek tym razem powody raczej insynuowano, niż je formułowano. Pojawiły się i nadal pojawiają sugestie, że istnieje jakieś powinowactwo duchowe między komunistą a antykomunistą, że antykomunizmu trzeba się strzec, bo stanowi on niemal zwierciadlane odbicie komunizmu. Doszło do sytuacji paradoksalnej: okazało się, że komunizm był zły, ale niezależnie od tego jak bardzo był zły, antykomunizm nigdy nie był dobry. Ludzie, którzy ulegali komunizmowi przez długie lata, byli wreszcie skłonni przyznać się do błędu, lecz swój krytyczny impet - pełen hałaśliwej pogardy - kierowali właśnie przeciw antykomunistom.
Także znaczna część polskiej inteligencji, potulna wobec reżimu, nawet wówczas gdy słabł i stawał się własną karykaturą, odnalazła w sobie w nowej rzeczywistości niezwykłą potrzebę wywyższania się ponad antykomunizm i antykomunistów. Z jakichś powodów długotrwała apologia ustroju sprawiedliwości społecznej traktowana jest przez nich jako doświadczenie cywilizujące, natomiast w antykomunizmie widzą rodzaj barbarzyństwa".
Wyznawcy takiego poglądu twierdzą, że historyk-antykomunista nie jest w stanie dostrzec dorobku, osiągnięć i wewnętrznych przeobrażeń Polski Ludowej, która w 1956 r. miała porzucić komunizm i wkroczyć w erę swojskiej odmiany socjalizmu. Ów "obiektywizm" w ocenie PRL miałby również polegać na poszukiwaniu przysłowiowego "złotego środka", w którym miniony reżim nie będzie obłożony całkowitą anatemą, ani nazwany komunistycznym (nie mówiąc już o porównywaniu z nazizmem), ani totalitarnym, ani niesuwerennym, ani nawet narzuconym z zewnątrz.
W takim "złotym środku" współistnieją na równych prawach dwie pamięci. Znajdzie się tam miejsce zarówno dla żołnierza Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych, jak i bojowca Gwardii Ludowej i aktywisty Polskiej Partii Robotniczej, dla "inżyniera dusz" i Zbigniewa Herberta, dla internowanego 13 grudnia 1981 r. działacza "Solidarności" i członka WRON, dla górnika z kopalni "Wujek" i funkcjonariusza plutonu specjalnego ZOMO. Ta polityczno-historyczna schizofrenia stała się zresztą udziałem władz Rzeczypospolitej. Nikogo zatem nie powinna dziwić obecność przedstawicieli najwyższych władz państwowych, z jednej strony na uroczystościach upamiętniających rocznicę agresji sowieckiej na Polskę, zbrodni katyńskiej czy Powstania Warszawskiego, a z drugiej na obchodach kolejnej rocznicy powstania Gwardii Ludowej i PPR. Symbolicznym odzwierciedleniem tak skrajnie relatywistycznego podejścia do PRL pozostanie dla mnie smutny widok wojskowych Powązek w Warszawie, gdzie w bezpośrednim sąsiedztwie leżą kaci i ich ofiary z okresu stalinowskiego, bohaterowie Bitwy Warszawskiej i agenci "Kominternu", żołnierze Armii Krajowej i bojownicy z Gwardii Ludowej, ministrowie Polski Niepodległej i członkowie marionetkowego Komitetu Rewolucyjnego Polski i PKWN.
I rzecz bodaj najgorsza - to pomieszanie bohaterstwa i zdrady wydaje się nie mieć końca. Niedawno zmarłych zasłużonych lub tych, których prochy po latach wygnania powróciły do Polski, grzebie się obok zbrodniarzy, agentów i sprzedawczyków. Wszystkim natomiast urządza się państwowe pogrzeby. Jacek Kaczmarski leży nieopodal Mariana Spychalskiego, Józef Beck w sąsiedztwie Anatola Fejgina, a Andrzej Bączkowski obok "socjalisty" Henryka Jabłońskiego i "działacza spółdzielczego" Edwarda Osóbki Morawskiego. Tak dziś wygląda panteon Wolnej Polski! „(…)
Gdańsk, listopad 2004 r.
Sławomir Cenckiewicz – fragment wstępu do własnej książki „Oczami bezpieki. Szkice i materiały z dziejów aparatu bezpieczeństwa PRL” ( II nagroda w Konkursie Literackim im. Józefa Mackiewicza w 2005 r. oraz wyróżnienie w Konkursie Literackim im. Brutusa w 2005 r.)
***
16.09.2008 r.Oświadczenie Sławomira Cenckiewicza po jego rezygnacji z pracy w Instytucie Pamięci Narodowej
W związku z nieuzasadnionymi i brutalnymi atakami niektórych polityków ekipy rządzącej i mediów na Instytut Pamięci Narodowej, w tym na moją osobę, oraz zapowiedziami zmiany ustawy i okrojenia budżetu, postanowiłem dla dobra Instytutu zrezygnować z pracy w IPN.
Uważam bowiem, że IPN jest jednym z najważniejszych instytucjonalnych osiągnięć wolnej Polski i należy go bronić – również przed naciskami i groźbami polityków.
W ostatnim czasie jedna z najważniejszych osób w państwie – Marszałek Senatu RP – osobiście wywierała naciski i protestowała przeciwko zaproszeniu przez IPN na szkolne zajęcia edukacyjne i otwarcie wystawy o Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża Joanny i Andrzeja Gwiazdów. Tego typu praktyki są groźne dla prowadzenia rzetelnych działań edukacyjnych i wolności badań naukowych.
dr Sławomir Cenckiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz